7 paź 2012

Coś jakby pozytywnego

Myślę, że era smutnych i depresyjnych tekstów skończyła się. Nie będzie już żalenia się na ten niesprawiedliwy jakże świat (chociaż i tak, taki zostanie), nie będzie narzekania i jęczenia. Od dzisiaj, a raczej wczoraj weszłam w erą rzygania tęczą. cudownych jednorożców i cukierkowych krajobrazów. W sumie to nie chce rzygać tęczą. Nie. Zdecydowanie nie. Reszta jeszcze jakoś ujdzie. I z pełną świadomością mogę powiedzieć, że jest git. Nawet prace zachciało mi się pisać. I bardziej starać w szkole. I spoglądać na świat przez różowe okulary. No wiecie... niebo jest wtedy bardziej niebieskie, trawa soczyście zielona, jedzenie smakuje lepiej, nawet psie kupy i osiedlowi żule wyglądają ciutkę lepiej. Na pewno nie pachną lepiej, ale zdecydowanie lepiej wyglądają. Niemniej jednak miejsce smutnego Patyka, zastąpił trochę weselszy Patisonek.

W taki razie trzymcie się i niech moc będzie z wami.
Ave!

12 wrz 2012

Nigalu = saren, gwiezdny port nr 3 i mojego wyjebywywania ciąg dalszy

No więc, no więc, no więc. Ponad tydzień spędziłam pod Poznaniem. Dokładnie 11 dni. Epicko, co nie? A tak serio całkiem, to chciałam zrobić sobie wakacje. Wzięłam laptopa, bo myślę "może uda mi się coś napisać, czy coś?" ALE (ktoś zbyt często używa tego sformułowania) jak zawsze nic z tych planów nie wyszło. Trochę chodziła po tym lesie i wiosce i polankach i tym podobnych tematach, byłam w nowym ZOO w Poznaniu z Bączysławem i spełniłam swoje marzenie o jeżdżeniu super kolejką, byłam nawet nad jeziorem i moczyłam stopy siedząc na pomoście i grając z Bączysławem również w państwa-miasta (oczywiście wygrałam). No i tradycyjnie nie obyło się bez gleby. Tym razem zaatakował mnie hamak ^^ Tak, tak, jestem zdolna.

Niemniej jednak w wyniku nieprzewidzianych wydarzeń udało mi się zostać swatką. Dokładnie tak! Małym słodkim amorkiem, kupidynkiem z łukiem i czerwonymi strzałami zakończonymi sercami. I nie ważne że nie umiem strzelać z łuku, nie ważne że moje interakcje z płcią przeciwną są dość "ograniczone" i nie ważne, że uważam że do doradzania w takich sprawach się nie zam. Gdybym miała jakąś super białą sukienkę i skrzydła, to bym za takiego amorka się przebrała. Może nawet udałoby mi się słodko wyglądać. Ale szczerze powiedziawszy to tak trochę dziwnie czuje się wysłuchując po raz kolejny zaznaczam jaka dana osoba jest, albo jaka nie jest, albo co napisała, albo czego nie. Pytanie czy się do tego nadaje? Bo chyba wolałabym sama takie bzdury komuś pisać i się żalić jak to bardzo załamana jestem bo ktoś przez 10 minut nie odpisuje. A tak niestety żale się, bo nie mogę znaleźć mojej wymarzonej książki. Przeszukałam cały internet i nic. Nigdzie nie można jej kupić, a jak tak bardzo ją chcę. I nie obchodzą mnie żadne śmieszne e-booki, tylko forma papierowa. Potrzymać ją w łapkach, znaleźć jakieś przyjemne i odosobnione miejsce i stać się bohaterką książki :D Jednak nie poddam się bez walki, o nie! Zamierzam przeszukiwać allegro co drugi, trzeci dzień i... i... księgarnie internetowe i zamierzam do empiku iść. Może jak się popłacze tak, to mi ją wyczarują? A jak jej nie będzie nigdzie to chyba ją wydrukuje, tak jak Domek mówił. I to oczywiście będzie tylko forma "robocza". To chyba będzie najlepszy pomysł.

A tymczasem czas wracać do domu, to mojego ukochanego gryzacza, którego nawet nie poznała, ale o tak go kocham :D

3 wrz 2012

Kowbojski kapelusz i hamak

Zaczęłam zastanawiać się czy gdybym miała wybór chciałabym być inna. Wiecie, magiczna moc, artefakt czy coś, czary mary, dobra wróżka i jako jedyna osoba na świecie mogę zmienić w sobie co tylko zechce. Mogłabym być np. wyższa, albo nie mieć wady wzroku, która tak przy okazji mnie coraz bardziej męczy, albo jeszcze mogłabym mieć mniejszy nos, proste włosy, szczuplejsze nogi, umieć fantastycznie gotować, mieć porywającą osobowość. Ale doszłam do wniosku, że chyba nic bym nie zmieniła. Jeśli chodzi o wygląd to fakt, często narzekam, no ale tak to już bywa, że lubię sobie trochę ponarzekać. Jednak mężczyzna nie ma mnie kochać dlatego, że jestem super śliczna. On ma mnie kochać, bo wie co mam w sercu, jaki mam charakter. Przez ostatni czas pytałam się ludzi co o mnie myślą. Stwierdziłam, że jest to kluczem do tego, żeby dowiedzieć się jaka jestem na prawdę. Muszę przyznać, że rezultaty tego eksperymentu mnie zadziwiły. Nikt nie widzi mnie taką na jaką staram się wyglądać, jaka staram się być. Wszystkie jednak były pozytywne, co mnie bardzo cieszy. Dlatego nie poddam się, bo lubie siebie taką jaka jestem - dla jednych przeurocza, dla innych złośliwa, czasem odważna, ambitna, wojownicza, delikatna, o dobrym sercu, dumna. I na pewno nie załamie się bo ktoś napisze o mnie coś złośliwego, czy powie że zaczęłam wyobrażać sobie zbyt wiele. No i oczywiście nie załamie się, bo ktoś mnie nie chce. Nie on pierwszy i nie ostatni, jak to powtarza moja mama. Założę więc kowbojski kapelusz, położę się na hamaku i będę wymyślać coraz to nowe historie, które później spisze. A w piątek przyjedzie Bączysław i razem pohejtujemy innych ^^

31 sie 2012

Dlaczego nigdy nie może być tak jakbym tego chciała?

Fakt - nie jestem jakoś wybitnie inteligentna i nie jestem też wybitnie piękna. Moja mama nie jest super bogata, nie mam własnego wypasionego samochodu, ani też wielkiego domu z widokiem na coś co jest piękne i zachwycające jednocześnie. Ale kurwa pytam dlaczego? Dlaczego moje całe życie trafiam na takich co chcą skutecznie utrudnić mi życie? Dlaczego nie może być łatwo i prosto? Dlaczego zawsze muszę być tą naiwną istotką? Myślałam, że trafiłam na kogoś kto zaakceptuje mnie taką jaka jestem? Że pierwszy raz pomyślę, że on nie jest taki jak wszyscy. Ale, ale, ale po raz kolejny się przejechałam. W takich momentach chciałabym zniknąć, stać się no nie wiem... jakimś małym ptaszkiem, albo kamiennym posągiem stojącym na wrocławskiej operze. Dlatego postanowiłam olać to, nie przejmować się i mieć dosłownie wyjebane na wszystko. Jednak mimo wszystko, gdzieś tam, chciałabym żeby okazało się, że myliłam się, że ma podobne oczekiwania jak ja, tylko nie z tej strony zaczął czy coś. Ehh.. sama już nie wiem jakbym chciała żeby było. Za to wiem, że w tym momencie jest mi smutno.

29 sie 2012

Jak to jest z tymi talentami?

Zaczęłam zastanawiać się co jest wyznacznikiem talentu, tzn. kiedy kto jest utalentowany. Na tym świecie istnieją przecież ludzie o talencie niezaprzeczalnym, jak choćby jakiś robotnik z fabryki który niesamowicie maluje, albo pani kucharka, której głos podobny jest do Whitney Houston. I tak w dziedzinie pisania czy talent ma ktoś kto napisze opowiadanie od ręki - takie na szybko, bez poprawiania i będzie on zacne? Czy talent ma osoba, która mimo swojego stylu i wszechobecnych błędów stylistycznych poruszy czytelnika? Czy można powiedzieć, że ktoś ma talent, bo w drodze długotrwałej nauki robi coś niesamowicie? Czy talentem nazwiemy kogoś kto robi coś dla czystej przyjemności nie wiedząc nawet czy to jest dobre.

Jest to ciekawe, gdyż wiele osób nie wie o tym, że jakikolwiek talent posiada. Bo jeśli ktoś mówi Ci, że jesteś w czymś słaby, albo nie tak dobry, jak ktoś inny przestajesz w siebie wierzyć. Może akurat Ty masz talent do czegoś, ale właśnie przez to, że zostałeś w jakiś sposób zniechęcony nigdy tego nie odkryjesz? Zazwyczaj jest tak, że ten talent zostaje albo niewykorzystany, albo nieodkryty.

W obecnym świecie ciężko się wybić. Ciężko jest zostać zauważonym. Ludzie chcą się zmieniać myśląc, że nie ma w nich niczego niesamowitego, niczego co czyni ich ludźmi wyjątkowymi. Myślę jednak, że każdy człowiek ma coś co sprawia, że właśnie taki jest. Dlatego takim talentem nazwać można nawet najmniejszą rzecz. Talentem, moim zdaniem będzie, umiejętność rozśmieszania ludzi, będzie to też chęć pomocy innymi, trwanie przy swoich ideałach, umiejętność nauki, sprzątania i gotowania. To nawet najmniejsze rzeczy, które na co dzień nie są tak dobrze widoczne. Wychowanie wspaniałego dziecka to też talent. Co więcej, uważam, że ludzie nie mają tylko jednego talentu ale kilka. Nauczyliśmy się jednak, że tylko osoby, które wybijają się posiadają taki specjalny dar. Osoby takie mają po prostu szczęście. Urodziły się pod szczęśliwą gwiazdą, więc w pewien sposób mają lepiej w życiu (bo np. mają duży dom, czy pieniądze na koncie), z drugiej jednak strony na wiele rzeczy pozwolić sobie nie mogą.

Wniosek stąd taki, że powinniśmy siebie doceniać. I nie ważne czy jesteśmy chudzi, grubi, wysocy czy niscy, każdy z nas posiada jakiś dar, coś co czyni nas ludźmi jakimi jesteśmy. Dlatego więc powinniśmy wierzyć w siebie.

25 sie 2012

Jam jest rycerz, czyli przyemyśleń part 2.

Ktoś po przeczytaniu ostatniej notki spytał mnie dlaczego chcę być tym rycerzem. Pytanie mogłoby się wydawać dość banale i wynikające z poprzedniego tekstu, ale skłoniło mnie to do przemyśleń. Myślałam, myślałam i myślałam (czyli to co lubię robić najbardziej :P) i wywnioskowałam, że lepiej być rycerzem niż np. księżniczką. Każda dziewczynka chce być właśnie taką księżniczką. Czekać na tego jedynego w wieży, który przybędzie na białym rumaku aby uratować tylko i wyłącznie ją. A co jeśli taki książę nigdy nie przybędzie? Co jeśli księżniczka do końca życia zostanie uwięziona w wieży? Wydawało mi się, że już raz zostałam uratowana. Że przybył mój wymarzony książę i wyrwał mnie z szarości i niezmienności tego świata. Jak się jednak okazało, myliłam się. Wniosek z tego prosty - nie można liczyć, że przybędzie ktoś kto nas uratuje. Wydaje się nam, że gdy będziemy siedzieć i płakać ktoś przybędzie aby nas pocieszyć. W rezultacie swoje szczęście opieramy na innych. Dlatego właśnie należy być rycerzem, nie księżniczką. Walczyć dzielnie z potworami codzienności, stawiać czoła naszym słabością. Z podniesioną głową dumnie reprezentować to, w co się wierzy i nie dać się stłamsić ludziom, myślącym, że są lepsi. Trzeba nauczyć radzić sobie w obecnym świecie, a nie opierać wszystko na naiwnej wierze. Tak właśnie myślę.

22 sie 2012

Czy Patyk nadaje się na rycerza?

Rozmowa z Bączysławem o tym, że jestem dość niska i niezbyt silna dała mi do myślenia. Więc postanowiłam, że nadaje się na super rycerza. Takiego wiecie, honorowego, dobrego, uczynnego i walczącego ze strzygami. Mogłabym ratować niewinne damy z opresji i reprezentować wszystkie wartości, które uważam za słuszne. Oczywiście miałabym swojego chowańca (który prosił żebym o nim wspomniała). I byłabym wykształcona. Szkoda tylko, że musiałabym ukrywać swoją płeć. Jednak to nie jest przeszkoda dla mnie. Byłabym bowiem idealnym rycerzem. Tak... To byłaby idealna rola dla mnie. Nie być tą słabowitą księżniczką zamkniętą w wieży, tylko prawdziwym wojownikiem, który swój los bierze we własne ręce. A może właśnie byłabym taką księżniczką, tylko nie chce tego przyznać? A może byłabym zwykłą służką na dworze? Albo takim wiecie... rolnikiem? Chłopką zwykłą, co z zazdrością patrzyłaby na zamek i podziwiała w nim wszystko? I hodowałabym świnie? Ale ja nie chce hodować świń :( Czy Patyk nadaje się na rycerza czy może na chłopkę? Aaaa.... Teraz nie zasnę zastanawiając się nad tym. Dobrze, że nie żyje w średniowieczu...

12 sie 2012

Srakowaty Krakon

Chciałabym żeby ktoś powiedział mi, co mam zrobić żeby było dobrze. Dostać taką gotową receptę, która zadziała od ręki. I przestać się męczyć i dręczyć całkiem niepotrzebnymi rzeczami, nie robić głupot, które robię nagminnie, no i nie być tak naiwną osóbką. Dlatego właśnie chciałabym być zła i straszna. Mogłabym poradzić sobie z tym, z czym teraz nie potrafię. I tak myślę, że chyba przerwa w konwentowaniu dobrze mi zrobi. Nabiorę odpowiedniego dystansu do tego wszystkiego i może pozbędę się tych krążących myśli, które nie dają mi spokoju. Bo czy jest coś złego w tym, że chce być w całkiem normalnym związku? Bez ukrywania się, bez komplikacji, bez stwarzania pozorów, bez sztucznych uczuć. Jak każdy chcę poczuć, że nadaje się do czegoś więcej niż do seksu. Chcę randek i kina i wspólnych wygłupów i spoglądania na siebie z czułością. Chce wiedzieć, że nie jestem taka beznadzieja za jaką się uważam. Bo cóż mogę myśleć jak faceci chcą ode mnie tylko seksu i niczego więcej? Lori zabroniła mi zbliżać się do niego. Może wyjdzie mi to na dobre? Zobaczymy. Na razie jednak wróciłam z Krakonu, gdzie niektóre sprawy zostały tam i spoza tamtąd nie wyjdą. I mogę powiedzieć, że mimo srakowatych koszulek i półnagich mężczyzn w akademiku, było całkiem nieźle. A teraz idę spać, bo jeszcze napiszę coś czego będę później żałować, biorąc pod uwagę, że znam część osób która to czyta.

Tak więc sayonara i dobranoc!

6 sie 2012

Woodstockowe trudne sprawy

Tak. Tak. Tak. Byłam na Woodstocku. A dokładniej mówiąc, pracowałam tam. Było dość ciężko. Wiecie... wstawanie o 5 rano, kładzenie się spać o 23-01, taszczenie 30kg skrzynek z mięsem, serami, makaronami i takimi różnymi, lunch boxy których szczerze nienawidzę, spanie przez tydzień na podłodze itd. Chociaż muszę przyznać, że było też kilka interesujących rzeczy, wartych zapamiętania. Po pierwsze, kucharki. Pani Marta i Marzena zasługują tutaj na wyróżnienie. Wredne, mówiące co myślą, a momentami nawet bezczelne no i dużo przeklinające. Ale bez nich ta cała praca nie była by tak zabawna i interesująca. Serio. Na przykład pani Marta krzycząca do srającego gościa pod naszymi oknami czy chce papieru do podtarcia. Takie rzeczy nie każdy możne zrobić. Kolejną rzeczą, której nigdy nie zapomnę to ludzie, których poznałam i z którymi mam nadzieję, że utrzymam dłuższy kontakt. Na razie napisał do mnie Paweł, czyli jeden z trzech kucharzy (nie licząc oczywiście legendarnych pań kucharek). W najbliższym czasie mam zamiar napisać do Marleny (siostry ćpunka) i może do Krzysztofa-Zbigniewa? Chociaż wątpie w to czy chciał by tego, zważywszy na nasze spięcia i docinki. Mimo, że Ewa uważa, że to raczej było coś jak urocze droczenie się. Nie wiem. Ale wracając do tematu, to zapamiętam oczywiście Woodstock - ludzie w błocie, super wielkie tłumy, kolesie którzy zapraszali nas na rakietę kosmiczną, ciężki powrót do domu i człowiek a'la Jezus, na którym spałam. Mimo, że było bardzo ciężko i pracowało się po 19-20h dziennie i że nogi wchodziły wręcz do dupy, pojechałabym tam jeszcze raz. Będąc tam czułam, że żyje. Teraz czeka mnie już tylko Krakon i starcie z panem B. co już teraz nie będzie dla mnie takie ciężkie. Mimo wszystko jednak możecie trzymać za mnie kciuki.

Ave!

18 lip 2012

Jestem jednorożcę :3

Wróciłam z parapetówy "papy" mojej grupy. Tak, tak, tak. On jest jakby naszym ojcem, my jego dzieciaczkami. Żartuje oczywiście xD Wracając jednak do imprezy, pojechałam na nią zaopatrzona w 8 piw. Myślę sobie, będzie akurat, a jak zostanie do domu wezmę. Mimo mojego dobrego humoru lekko się bałam. No może słowo "bałam" jest tu wielkim nadużyciem, ale generalnie czułam lekką tremę. Raczej nigdy nie chodziłam na imprezy tego typu. Zostawałam w domu i było mi z tym całkiem dobrze. Po za tym praktycznie nie znałam tych ludzi. Owszem, jesteśmy w jednej grupie, ale nie znaczy to, że znamy się super dobrze. Początek oczywiście był drętwy, ale w miarę ubytku w alkoholu, robiło się coraz luźniej. Impreza skoczyła się tuż przed 3, a ja muszę przyznać, że już dawno tak dobrze się nie bawiłam. Serio. Całe moje przygnębienie i zły humor związany z ostatnimi wydarzeniami, poszedł.... w pieruny :P Było dużo śmiechu, tosty robione w środku nocy, hucznie obchodzone urodziny, jajecznica na piwie i jeszcze o wiele więcej innych rzeczy, które będę przeze mnie miło wspominane. Nie mogę doczekać się następnej domówki, bo oczywiście planowane zostały już następne ^^

A tymczasem szybka drzemka i wyjście na nową Epokę Lodowcową do kina. Zastanawiam się tylko czy obietnice, nie będące obietnicami (które bardziej jak groźby brzmią) zostaną spełnione czy jak zawsze to słowa rzucone na wiatr. Chyba lepiej by było dla pewnej osoby, aby były to tylko nic nie znaczące słowa, bo w innym wypadku czeka mnie bardzo stresujący i denerwujący wieczór :D

Ave! ^^

16 lip 2012

Szczodry bocian i nagłe zwiększenie populacji ludzkiej.

Świat obecnie mnie przeraża. I piszę to całkiem poważnie. Ludzie mający lat 20 biorą śluby, rodzą dzieci. A co z samorealizacją? Co z planami i marzeniami? Wchodzę na popularną tak twarzoksiążkę, a tu kolejna koleżanka, mająca tyle lat co ja, oznajmia całemu światu, że w ciąży jest. Czy to na prawdę powód do dumy? Moim zdaniem zdecydowanie nie. Zarówno dziecko i jak i małżeństwo to obowiązek. Poważny obowiązek, którego zignorować nie można. Niewiele osób jest na tyle dojrzałych w wieku lat 21 aby mieć dzieci i żyć w związkach małżeńskich. Może to tylko mój wymysł, ale serio, ja nie byłabym gotowa na coś takiego. I nie chodzi już nawet, że nie mam z kim dziecka "robić", że tak brzydko się wyrażę. Na chwilę obecną jestem tylko marną studentką, która nic nie może zaoferować przyszłemu potomkowi. Więc jak mam brać odpowiedzialność, za jego przyszłe życie, edukacje i rozwój. To wszystko kosztuje. Większość osób jest właśnie w takiej sytuacji, a mimo to rozmnażają się niczym króliki. To, że mąż/chłopak pracuje nie wystarczy. A osoby, które myślą, że wystarczy są moim zdaniem niedojrzałe. Przecież w obecnych czasach trzeba się liczyć z tym, że związek nie wyjdzie. Czasem miłość nie wystarczy, aby być razem. I później taka kobieta zostaje sama z dzieckiem i nie wie co ma robić, bo od zawsze siedziała w domu. Na miłość boską! Ludzie, ogarnijcie się. Co takiego można osiągnąć w ciągu 20 lat?! Człowiek nie jest w stanie nawet zwykłego licencjata skończyć.

A może to ja jestem dziwna i nieprzystosowana do obecnego świata? Może to kwestia, tego w co wierze i wierzyć będę, nawet jeśli miałabym zostać starą panną? I być może faktycznie skupianie się na marzeniach jest złe i należy wziąć szybko ślub i rodzić dzieci jedno po drugim? Nie mam zielonego pojęcia. Wiem jednak, że w wieku lat 21, nie można wziąć odpowiedzialności za nowe życie i za życie partnera. Ludzie są po prostu nieprzystosowani do tego. Później dlatego słyszy się o nieudanych związkach, o nieszczęśliwych dziewojach i o dzieciach, które zostają zabite przez matki czy ojców. I akurat zdania na ten temat nie zmienię chyba nigdy, bo wszystko powinno iść w pewnym porządku chronologicznym.

Obecny świat przeraża mnie. Serio.

11 lip 2012

Burza.

Wcześniej bałam się burzy. Może nie burzy samej w sobie, ale tych głośnych i dość przerażających grzmotów. Gdy widziałam, że niebo rozświetlone jest przez błyskawice, zaraz zaczynałam się trząść jak galareta, a strach mnie dosłownie paraliżował. Kładłam się najczęściej w łóżku i nakrywałam głowę kołdrą, byle tylko znaleźć się od tego jak najdalej. Potem zaczęłam uciekać do niego. Było to całkiem miłe. Nie samo uciekanie, ale świadomość, że jest ktoś do kogo uciec mogę, kto był tylko dla mnie. Kochałam tą świadomość. I jak on zniknął myślałam, że znów zacznę się tak panicznie bać i uciekać. Jednak jest inaczej. Boje się, bardzo się boje, ale jednocześnie czekam na tą burzę. Przynosi mi ona dziwnego rodzaju ukojenie. Ta chwila sprawia, że się wyciszam i że jest mi dobrze. Może jest to kwestia tego, że stawiam czoła swoim lękom czy coś. Sama niestety nie wiem jak to działa wszystko, ale na pewno wiem, że pokochałam burze, której tak bardzo nienawidziłam i która dalej wywołuje ten wielki strach.

Ale nie ma co głupot pisać, tylko spać trzeba iść. Tak więc,

Ave Misiaczki :D i przyjemnych kolejnych burz xD

7 lip 2012

Hiding My Heart

Niby mam wakacje, ale cały czas coś robię, gdzieś biegnę, z kimś się spotykam. Z jednej strony bardzo mnie to cieszy bo będę mogła mówić jakie wspaniałe wakacje miałam, gdzie nie byłam i kogo nie poznałam no i oczywiście nie muszę za dużo myśleć co ostatnio bardzo mi ciąży. Siedzę i się zastanawiam - "Co by było gdyby...", "A może to nie jest jednak takie jak mi się wydaje...", "A może po prostu chcę żeby to inaczej wyglądało niż wygląda..." itd. Dlatego właśnie musiałam szybciutko uciec z Opola i szczerze powiedziawszy nie mam ochoty tam wracać. Myślę, że było by inaczej gdybym nie była ignorowana i uświadamiana na każdym kroku jaka to nie jestem beznadziejna i głupiutka mimo wszystko. Pewnie większość takich zachowań to moja wina, bo zachowuje się dość sprzecznie, np. śmieszna zasada "paczaj jak nie pacza", albo siedzenie w środku nocy i przez 2h patrzenie się na plecy. Takie zachowania do mnie nie pasują, albo nie chcę żeby pasowały. Jednak nie umiem tego powstrzymać, bo chociaż jestem zła na niego i na całą niesprawiedliwość tego świata, to siedząc tak i patrząc nawet na głupie plecy mogę wyobrazić sobie historię z happy endem. I to nie historię idealnej bohaterki, którą czasem mam ochotę być, ale moją własną. Z tym jaka jestem, co mnie cieszy i co mnie smuci, z moją lekką niezdolnością da wyrażania uczuć, z moją wrażliwością na dosłownie wszystko. Dlatego właśnie mimo, że siedziałam przez te 2h totalnie niezauważalna, pominięta, zignorowana, to gdzieś tam, na samą myśl, o tym że jest na wyciągnięcie ręki, byłam szczęśliwa. Przeraża mnie to, bo cała sytuacja jest dość nieprzyjemna dla mnie i w szybki i efektywny sposób może mnie zniszczyć, jak było z Marcinem, ale wierzę gdzieś tam że może mi się udać, że przebije się przez warstwę zimna i obojętności i że ta historia skończy się jednak happy endem. Marzenia chyba czasem się spełniają, prawda?


2 lip 2012

To wszystko czego chcę ^^

Zaczęłam zastanawiać się czego chce od życia, o czym marzę tak dokładnie. Wcześniej życie toczyło się swoim rytmem, a ja poddawałam się jego nurtowi bez żadnego sprzeciwu. Ale nie pasuje mi to, dlatego zaczęłam się zastanawiać właśnie nad tym czego chce i przede wszystkim jaka jestem. Na to drugie pytanie do tej pory nie mogę znaleźć odpowiedzi i myślę, że większość ludzi ma z tym problem. Nie chodzi tu o moje cechy czy przyzwyczajenia, ale o mnie jako o ogół. A nie można powiedzieć za dużo o człowieku nie znając jego marzeń, bo to one determinują pewne zachowania, a wiedza którą zdobywa się w procesie "zdobywania marzeń" sprawia, że się zmieniamy. Więc wzięłam zwykłą kartkę i spisałam wszystko czego chce na chwilę obecną. Nie tylko rzeczy materialne, czy marzenia takie długookresowe, ale też wszystkie niematerialno-niematerialne rzeczy których nie da się tak łatwo zmienić. I właśnie to, czego zmienić nie mogę postanowiłam zaakceptować, np. chciałabym być szczuplejsza. Powinnam więc ćwiczyć i stosować jakieś śmieszne diety, ale z drugiej strony lubię słodycze i to, że mogę zjeść pyszniutką karkówkę, popijając ją piwem nie myśląc o tym jak wiele kalorii zawiera. Dlatego zaakceptuje to, całość, a nie tylko fragment. Natomiast większość punktów, które zrealizować się da, osiągnę w krótszym czy też dłuższym czasie. Będzie to wymagało ode mnie bardzo dużo samodyscypliny i zaparcia, ale zrobię to, bo chcę. I pewnie zwątpię w to dość często, ale dam radę, bo przecież każdy jest kowalem swojego losu.

Ah, no i dla tych wszystkich, którzy w to nie wierzą lub mnie nie lubią: spadajcie. Nikt nie musi mnie lubić, ani wierzyć we mnie. Nie czytajcie tego, nie rozmawiajcie ze mną, nie bądźcie fałszywi, bo to odbije się tylko na was xD

24 cze 2012

"Ale proszę Cię, bądź delikatny"

I znowu nic nie układa się po mojej myśli. Ostatnimi czasy to norma. No może po za uczelnią. Tam zawsze mi dobrze idzie, bo w porównaniu z codziennymi sprawami usiąść i nauczyć się paru rzeczy to nic trudnego. A tak? Serce przebite milionem różnych szpilek z imionami osób, które zraniły, zawiodły, okazały się fałszywe no i oczywiście wewnętrzny i nieznikający ból. O! To prawie jak taki fizyczny, który odczuwam teraz. Pojechałam bowiem do Opola, do przyjaciela. Oczywiście miałam nadzieje na to ekscytujące spotkanie do którego w sumie doszło, ale nie w takiej formie w jakiej bym chciało żeby przebiegło. Ale o tym zaraz. Następnego dnia z moim przyjacielem wybraliśmy się nad jezioro. Wszystko pięknie i cudownie gdyby nie to, że doznałam silnych i dość bolesnych poparzeń słonecznych. Tak... Cała Patrycja. Generalnie chodzi mi o to, że ten ból fizyczny, który teraz czuje można porównać do tego odczuwanego wewnątrz. Jest to dla mnie dość nowe odkrycie i w sumie zastanawiające. Bo jeśli na spieczone plecy istnieje super mleczko, to czy jest coś takiego na te wszystkie szpilki w sercu? Szczerze wątpię. A teraz po MagiConie zrobi się ich jeszcze więcej. Nie, nie, oczywiście że nie będę tam płakać ani rozpaczać, bo to kompletnie nie w moim stylu, ale na pewno będę się źle czuła z tym, można nawet powiedzieć, że okropnie. Nie chce czuć tego po raz kolejny, bo uważam, że i tak było więcej tych gorszych rzeczy niż lepszych. Nie chce patrzeć jak chłopak, którego dość lubię stara się udowodnić coś sobie, mi i całemu światu. W takich chwilach chciałabym być bohaterką jakiegoś obrzydliwie słodkiego anime. Ale cóż... życie.

Na szczęście jednak jutro czeka mnie dość miłe spotkanie z Lori, którą uwielbiam za... całokształt. Pod koniec tygodnia może uda mi się do aquaparku pójść z Bączysławem i osłopawiem, ale szczerze wątpię w to żeby ten drugi przyjechał. Ale nie ma co się łamać. Zamierzam się tam dobrze bawić. Na konwencie mam nadzieję, że będę zajęta i nie będę musiała myśleć o rzeczach zbędnych, a potem.... grill ^^ u Bączysława i może wyjazd do wujaszka? Ale zobaczymy jak wyjdzie.

Ave! :D

13 cze 2012

Zakręt, zakręt i o! Portugalczyk ^^

Chciałoby się powiedzieć "a nie mówiłam", bo dokładnie te słowa cisną mi się na usta. Zaskoczenie? Brak. Smutek? Lekki, ale nie na tyle poważny żeby się tym przejąć. Rozczarowanie? Również brak. No może malutkie, jednak myślę, że spodziewałam się tego. Plan działania? Zdecydowany jego brak. Ale cóż, trzeba żyć dalej. Nikogo nie będę do niczego zmuszała, a ciągłe udowadnianie tej osobie, że nie jest jak myśli straciło chyba jakikolwiek sens. Musi chcieć to zmienić, a widać nie chce. Cóż... a Bączysław mówił. Nie wiem co bym musiała zrobić, żeby ruszyć całą i przeogromną górę uprzedzeń, złości i olbrzymiej zaciętości. Serio. Nie wiem. Już dawno nie miałam sytuacji, w której nie posiadałam planu awaryjnego, nazwijmy go tak. I tak siedzę i myślę i myślę i myślę i doszłam do wniosku, że mam ochotę sprać na kwaśne jabłko pewną dziewoję, która widać ma problemy emocjonalne. Tak. Chociaż może to kwestia tego, że chce znaleźć kogoś kto będę mogła obarczyć winą za to wszystko. W sumie, tego też nie wiem. Jednak wiem to, że bardzo nie lubię ludzi, którzy niszczą życie innym ludziom. I współczuje wszystkim tym, którzy później z tymi innymi muszą żyć. Chętnie zaczęłabym tu rzucać imionami czy ksywami, ale nawet nie wiem kto to czyta, więc zrobiło by się niezłe bagno. Całe szczęście planuje wyjazd na trochę za granicę i to nie na wakacje ^^ Poznam miłego Hiszpana albo Portugalczyka. Wszystko mi jedno. I może się nawet opale trochę. A w tym czasie niektóre osoby może się zmienią na lepsze, może zrozumieją pewne rzeczy, albo to właśnie ja zmienię paczenie na ten świat i problemy, które są teraz znikną niczym fatamorgana xD

Żegna was Patyk z życia pełnego zakrętów.
Ave!

3 cze 2012

Wrzos.

Ostatnio jestem wszystkim zmęczona. Nie mam chęci ani motywacji. Najchętniej położyłabym się i nie wstawała z łóżka. Uśmiecham się, smucę, przejmuje, denerwuje, ale czasem mam wrażenie, że nie jest tak do końca. Coraz częściej przyłapuje się na tym, że nic nie czuje, no może po za obojętnością. Pewnie dlatego, że słowa, które miały zostać niewypowiedziane zostały odkryte, a może przez to, że zaczyna mnie to męczyć. Sama nie wiem. Wiem za to, że chciałabym żeby było inaczej. Łatwiej. Tak jak do tej pory. Skupianie się na szkole, stawianie cienkiej granicy w kontaktach z innymi. To mi pasowało. Nie było zbędnego myślenia, czy przejmowania się. A teraz? Udawanie twardej i zimniej zmęczyło mnie. Może czasem jestem lekkomyślna i ciapowata, ale jestem też życzliwa, pomocna, delikatna i całkiem przyjazna. Kiedyś byłam też naiwna, ale to akurat się zmieniło. Ogólnie stałam się kimś, kogo teraz nie poznaje w lustrze. Jak więc ktoś ma mnie pokochać, skoro sama siebie nie lubię? Heh szkoda, bo akurat chciałabym poruszyć serce kogoś bardzo, ale to bardzo upartego. Jednak wszystko na to wskazuje, że poniosę na tym polu sromotną klęskę i dalej będę jak wrzos - całkiem samotny.

21 maj 2012

Najwyższy czas się obudzić i przestać wierzyć w niemożliwe.

Nienawidzę ludzi, którzy swoja postawą dają złudne nadzieje. Jednak niestety coraz częściej na takich trafiam. Najgorsze jednak jest to, że zaczynam wierzyć w nich - wiąże z nimi plany, nadzieje, zaczynam żyć w przekonaniu, że ten świat nie jest taki zły. Całkiem małe rzeczy czy gesty zamieniają się w góry, smutek w szczęście, a brak poczucia własnej wartości znika. I mimo, że wiem jak to wszystko się skończy, chcę wierzyć, że tak nie będzie i że stanie się coś nieoczekiwanego co zmieni wszystko. Ale niestety później następuje upadek i to dość bolesny. Można to porównać do wyjebania się na schodach - boli i masz całkiem niezłego siniaka. Jednak i ból i siniak znikają w normalnych warunkach, ale te mentalne rany zostają na zawsze.

Ale co by nie było, mam szkołę, w której mi idzie całkiem nieźle, plan na życie, który nie ulegnie zmianie, książki i animie dzięki, którym mogę się stać kimś lepszym i całkiem innym, np. delikatna i dziewczęcą osóbką, która swoim urokiem i urodą powala wszystkich na kolana, albo nieustraszonym poszukiwaczek przygód, no i oczywiście mam anime, dzięki któremu zapominam.

Tak więc mogę oficjalnie ogłosić, że wraca stary dobry Patyk, który zawsze będzie dobrą przyjaciółką, córką, siostrą, koleżanką, sąsiadką czy kimkolwiek innym, ale na pewno nie osobą wierzącą w dobre zakończenia. Najwyższy czas się obudzić.

26 mar 2012

... a kiedy zaczęło się układać, domek z kart runął i wszystko było jak dawniej.

Dokładnie tak. Było dobrze, a nawet bardzo dobrze. Wszystko zaczęło się układać. Pomyślała nawet, że może to nie jest jak myślałam. Że jednak jest we mnie coś, za co ludzie mogą mnie lubić, cenić. Zaczęłam w siebie wierzyć. Tak...

Jednak pewne wydarzenia pozwoliły mi znów wierzyć w to, że ludzie są egoistyczni. Nie myślą o innych i o tym co ktoś może poczuć. Idą do przodu nie patrząc na innych i biorąc to co chcą. W sumie żadne zaskoczenie. Mogłam podejrzewać, że coś takiego się wydarzy. Jednak jestem głupiutką i bezmyślną osóbką z głową pełną marzeń.

Chciałabym mimo wszystko, żeby wyszło inaczej. A raczej chciałabym dostać inną wiadomość. Tak. Miałam taką nadzieję. Nie przyznawałam się do tego, ale jednak wiedziałam o tym.

I właśnie w taki sposób nowo ułożony domek z kart runął, a świat wrócił na dawne tory. Szkoda.

5 sty 2012

Unknown.

Ludzie marzą. Patrzą w niebo i zastanawiają się jak mogłoby wyglądać ich życie, gdyby udało im się spełnić marzenia. Żyją więc nadzieją, myśląc że ich życie niedługo się zmieni, że los wynagrodzi ich wszystkie starania. Chcą wierzyć, że nic nie pójdzie na marne i w rezultacie starają się coraz bardziej. Jednak po pewnym czasie zauważają, że nie tak to działa. Im bardziej się starają, tym upragniony cel staje się coraz bardziej odległy. Myślą, że być może zależy to od szczęścia. A przynajmniej chcą żeby tak było. Prawda jest jednak nieco inna. Im bardziej się staramy tym bardziej zatracamy siebie i kiedyś patrząc w lustro nie wiemy kim tak naprawdę jesteśmy. Nie chodzi tu o to żeby się nie starać i mieć wszystko w poważaniu, ale o to żeby przy okazji tego, nie stracić swojej tożsamości. To jacy jesteśmy determinują nasze wybory, postępowanie, spotkani ludzie. Często to właśnie pod wpływem tych ostatnich zmieniamy się. Najczęściej chcąc upodobnić się do kogoś, kto jest nam bliski lub do kogoś, kogo uwagę chcemy zwrócić. Każdy z nas jest inny. Nie zawsze się to akceptuje, ale nie da się tego zmienić. I nawet jeśli patrząc w lustro nie potrafimy siebie zaakceptować spotkamy kiedyś ludzi którzy to zrobią. Ludzi, którzy powiedzą nam, że tak jest dobrze, że dla nich jesteśmy idealni. To właśnie nich powinniśmy się trzymać, a resztę zostawić daleko w tyle.

2 sty 2012

Daydreaming

Tego Sylwestra można uznać za całkiem udanego. Było dużo alkoholu, wysuszone kabanosy Baszy, toasty za pandy i pingwiny, nowo poznani ludzie, stypa na rynku, Super Junior i wiele innych. Razem z Asią i Alicją stworzymy nawet parę, a raczej trójkącik na Love 3. Tak ustaliłyśmy. Dlatego właśnie, na tegoroczne walentynki mam kogoś komu kupię wyjątkowy prezencik. Nie mogę się już doczekać tego konwentu.

Ale nie można zapomnieć tutaj o czymś bardzo ważnym, a mianowicie o sesji. Zbliża się ona coraz szybciej, nauki jest coraz więcej, a czasu coraz mniej np. na oglądanie anime. Ehh... Najgorsze jest jednak to, że nie chce mi się uczyć. Patrze na tony notatek na biurku i od razu robi mi się niedobrze. Powinnam znaleźć jaką motywacje do nauki. Nie to, żebym nie próbowała, ale jest tak jakoś dziwnie.

Idę się uczyć, bo już jutro kolokwium (kolejne), a ja nic nie umiem. Buu... :/
Ave!

P.S. Cieszmy się, że z Doris wszystko dobrze i że już niedługo odwiedzi nas. W takim razie, razem z Leosiem ślemy jej :* słodkiego buziaczka!
















A tutaj, sylwestrowy Patyk ^^